Ja, zakuty warszawiak, mówię i piszę przy każdej okazji: gdyby nie było Krakowa, nie byłoby Polski. Tej Polski z górą tysiącletniej, bogatej w pomniki i dzieła kultury, w historię dumną i chmurną.
Gdy przymknie się oczy i wyobraźnią poszybuje do Krakowa, widzi się przede wszystkim Rynek z kościołem Mariackim i Sukiennicami, a także siatkę wąskich ulic w zielonych ramach Plant. Pod powieką pojawia się też wzgórze wawelskie z królewskim zamkiem. A przecież Kraków to dzisiaj obszar 327 kilometrów kwadratowych i około 750 tysięcy mieszkańców, nie tylko w jego pięknym epicentrum żyjących. Pod Kraków podszywa się zresztą sporo okolicznych gmin i pól, w tym również Nowa Huta, odległa
0 12 kilometrów od Rynku Głównego. Wymyślili ją mędrcy spod znaku sierpa
1 młota z nadzieją na sproletaryzowanie się miasta, tego, co już w pierwszym powojennym referendum powiedziało komunie „nie"; sproletaryzować się nie udało, bo ludzie z Nowej Huty ulegli urokom królewskiego grodu i stali się jego rzetelnymi obywatelami.
|