Będąc od szeregu lat ściśle związani z Tatrami ogromnie się ucieszyliśmy z pracy Zofii Steckiej. Wreszcie została zapełniona luka w rozległym wachlarzu piśmiennictwa tatrzańskiego, wreszcie szerzej napisano o ludziach, których działalność była i jest nierozerwalnie złączona z regionem najpiękniejszych polskich gór.
W dziejach Towarzystwa Tatrzańskiego, a potem jego następców i kontynuatorów PTT i PTTK oraz odpowiednich organizacji czeskich i węgierskich działalność przewodników, zarówno po naszej jak i południowej stronie Tatr, zajmuje niepoślednie miejsce. Byli oni niewątpliwie pierwszymi ludźmi, przecierającymi szlaki dla współczesnych nam turystów, pragnących poznać jeden z najpiękniejszych zakątków Europy. Pozornie wydawać by się mogło, że motorem działania przewodników było czerpanie materialnych korzyści z wykonywanego zawodu, lecz pozory często mylą. Przeczy temu przede wszystkim pasja, z jaką nieraz dla własnej satysfakcji zdobywali szczyty i ściany tatrzańskie, uważane przez współczesnych im za niemożliwe do pokonania. Przecież nie chęć zysku ciągnęła Macieja Sieczkę, Szymona Tatara, Rumana Drecny'ego, Hunsdorferów, Klimka Bachledę, Jana Ciaptaka, Jędrzeja Marusarza czy Stanisława Motykę i tylu innych na groźne turnie, gdy właśnie w dolinach mogli zarobić, nie narażając przy tym zdrowia, a może i życia.
Podobnie przedstawiał się problem przyrody tatrzańskiej. Cofnijmy się do czasów, gdy baronowie Magnus Pelz i Ludwik Eichborn wycinali resztki pierwo borów, a pruski magnat, książę Christian Hohenlohe, kazał wmurować w Tatrach Bielskich pamiątkową tablicę z okazji upolowania tysięcznej kozicy. Właśnie w tym mniej więcej czasie zaciekli „polowace", jakimi byli pierwsi przewodnicy tatrzańscy, przeobrażają się w obrońców świstaka i kozicy — pierwszych strażników ochrony przyrody. Ich następcy są obecnie żarliwymi „ochroniarzami" i stanowią grono najbliższych sprzymierzeńców dyrekcji Tatrzańskiego Parku Narodowego w walce
0 ochronę przyrody Tatr.
Wreszcie nie należy zapominać, że ze środowiska przewodnickiego pochodzili pierwsi członkowie Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i Morskiej Służby, którzy ślubowali bez względu na porę dnia i pogodę spieszyć z pomocą ofiarom gór. Przecież nie chęć zysku wiodła Klimka w ścianę Małego Jaworowego Szczytu, gdzie owej nocy zginął, dążąc z pomocą umierającemu taternikowi.
Mówi się wiele o braterstwie ludzi gór. Może nigdzie te słowa nie zostały bardziej sprawdzone, jak właśnie na przykładzie wzajemnych stosunków przewodników z obu stron Tatr. Zarówno bowiem w czasach monarchii austro - węgierskiej, jak
1 okresie międzywojennym, w czasach konfliktu polsko - czechosłowackiego, a także później bardzo skomplikowanych stosunków granicznych w okresie II wojny światowej, koleżeństwo między słowackimi i polskimi przewodnikami nie zostało zachwiane.
|